Licznik odwiedzin

czwartek, 28 stycznia 2010

Gwałt

Teraz mi o tym lepiej mówić, lecz wciąż czuje to w sercu... Było spokojne, sobotnie popołudnie. Postanowiłam iść do mojej przyjaciółki na plotki. Była ładna pogoda, wszystko sprzyjało. Przyszedł wieczór, zabawa się rozkręcała, ale niestety o 22 musiałam zbierać się do domu. Na dworze było ciemno, a droga do mojego domu nieoświetlona Co najgorsze, prowadziła przez wąskie uliczki. Nie miałam innego wyjścia, musiałam tędy iść. W drodze czułam, jakby ciągle mnie ktoś śledził. Ja szłam coraz szybciej... On też... Tą drogą nikt zwykle nie chodził. Nikogo poza nami nie było... Stwierdziłam, że panikuje, ale wciąż się denerwowałam. Spanikowałam i nie myśląc zbyt wiele, skręciłam w uliczkę bez wyjścia, żeby sprawdzić, czy faktycznie mnie śledzi... Nie myliłam się... On skręcił za mną... Nie mogłam uciec, nie mogłam nic zrobić... Podszedł do mnie, a ja nie mogłam się ruszyć... Wiedziałam czego chce. Złapał mnie za ręce tak mocno, że siniaki trzymały się ponad tydzień. Przewrócił mnie. Tak bardzo wtedy chciałam stracić przytomność, nie czuć tego. Od tego momentu nic nie pamiętam... Tylko jego twarz... Zadowolenie na niej kiedy mnie bił... Po jakimś czasie zemdlałam z braku sił... Obudziłam się rano... W porwanej bluzce, bez spodni... Wokół była tylko krew i śmieci... A ja sama... Ledwo wstałam, ubrałam się i poszłam do domu. Nie wychodziłam z domu przez kilka dni obwiniając siebie za wszystko... Wtedy moi przyjaciele zdenerwowani całą sytuacją, przyszli do mieszkania... Nie otwierając drzwi skłamałam, że jestem chora, ale oni mnie zbyt dobrze znają i nie uwierzyli... Kiedy się już o wszystkim dowiedzieli, pomogli mi się pozbierać... Zaczęłam wizyty u psychologa... On uświadomił mi, że nie powinnam się obwiniać. Nie wniosłam oskarżenia, bo nie byłam w stanie o tym mówić... Do tej pory (a minęło pół roku) nie wie o tym nikt oprócz moich przyjaciół i psychologa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz